Odra Legend
Są takie miejsca na eksploracyjnej ziemi do których się wzdycha. Ile tam musi być fantów… Znają je wszyscy lokalni poszukiwacze, opowiadają kto, kiedy i co z takich miejsc ciągnął. Zazwyczaj defektem ziemi obiecanej jest jej niedostępność. Zakład jakiś się wznosi, teren jest prywatny i pilnowany, albo to skwer w środku miasta, gdzie jest zbiorówka, tylko jak ją ruszyć? Gada się, snuje fantastyczne plany, a później po prostu kopie w innych miejscach.
Tak rodzi się legenda miejska, czy może raczej legenda miejsca, która powtarzana kolejnym eksplouszom żyje własnym życiem. We Wrocławiu takim miejscem jest Odra wraz ze wszystkimi przyległymi kanałami (Miejski, Żeglugowy, Powodziowy), portami, śluzami i całą infrastrukturą. Dlaczego Odra? Wystarczą dwa słowa: Festung Breslau. Dalej już można tylko rozwijać – obrona mostów, naturalna zapora, stanowiska ogniowe, etc. Do wiedzy historycznej trzeba dorzucić garść ingrediencji eksploracyjnych, którymi przez lata całe niczym rzecznym mułem obrosła Odra. Pogłębiarka, która pracowała w porcie miejskim szarpnęła na łyżce przeszło 300 sztuk broni krótkiej… Kto miał widzieć, ten widział, kto położył łapę, ten położył – nawet nie wypada dociekać, przecież mówimy o zakazanych owocach. W jednym miejscu jak był niski poziom, to powstała łacha piachu, na którą się wbił kolega kolegi – były hełmy i bagnety – duże ilości, chociaż stany jak to z wody… Na wysokości Mostu Trzebnickiego, w Kanale też był niski poziom wody, to znajomi na boso chodzili po całych pokładach amunicji mauserowskiej, aha – guzików od mundurów też tam było od cholery – pewnie z jakiegoś składu wyrzucili. Były jeszcze stosy odznaczeń, zasobniki z bronią i wiele, wiele innych. Wszystkie znaleziska okazjonalne, bo jak tu normalnie szukać – przecież to rzeka, środek miasta, ogólnie nieciekawie…
Dwa lata temu akurat łatoszyliśmy z kumplem niezbyt zasobny poniemiecki śmietnik leśny pod Wrocławiem, kiedy spłynęła na mnie informacja – sensacja. Będą poszerzać i pogłębiać Odrę, remontować kapitalnie Kanał Miejski i Śluzę Rędzin, a wisienką na torcie była propozycja pracy przy jakże obiecującym przedsięwzięciu. Praca jak marzenie, bo terenowa, a w dodatku na całym pięknym kontrakcie. Zaniemówiłem z wrażenia. Stosy fantów zaczęły przesuwać się przed oczami. Szybko dogadałem się co do zakresu obowiązków i zacząłem knuć jeszcze razem z Wojtkiem Stojakiem, jak ten odrzański tort ugryźć. Co zrobić jak wyjdzie złoże karabinów? Z kim się dogadać jak trafimy jakiś pojazd? Obłaskawianie archeologów, sondowanie konserwatora, odkurzenie kontaktów z Braćmi Kęszyckimi, w razie gdyby sprzęt cięższy był do podjęcia. Dziesiątki wariantów i scenariuszy przygotowanych, żeby żadne znalezisko mnie nie zaskoczyło. Nie mogłem doczekać się robót zasadniczych, bo początki tak dużego przedsięwzięcia, to naturalnie przygotowania. W tym czasie mierzyłem drzewa przeznaczone do wycinki i konsultowałem każde zakole Odry, na które muszę zwrócić baczną uwagę. W jednym miejscu mieliśmy robić zatokę, a miejscowi, którzy mieszkają „od zawsze” mówią: „tam panie, to ruskie z jednostki, tej tu obok, jakieś niemieckie czołgi zepchnęli, całość później spychacze zasypały, ale to tam panie siedzi”. Telefon do Wojtka. Może coś być na rzeczy. Operatorzy sprzętu uprzedzeni. Pełne pogotowie bojowe. Lipa – nie ma nic. Trudno poluję dalej. Humus ściągnięty. Wielka hałda. Będą fanty. Muszą być. Wolna niedziela. Razem z Krystianem atakujemy z pikawami hałdę. Są pojedyncze fenigi więc wykrywki działają. Grubszych rzeczy nie ma, ale są wnioski – wędkarze to śmieciarze, tyle opakowań po robakach i innych wędkarskich utensyliów, to dawno nie widzieliśmy. Gdzie tu logika iść na łono natury, odpocząć i zostawić po sobie bajzel? Nie wiem. A gdzie logika, że linia Odry i nie ma fantów? Też nie wiem. Nie ma co miauczeć i tracić nadzieję, jest Kanał Miejski – będą fanty. I są. Niewybuchy kalibru 75mm. Niewybuchy kalibru 88mm. Niewybuchy… Jakiś bagnet, numerek dla psa made in Breslau. Lipa. Ale przecież Odra nie powiedziała ostatniego słowa. Dzwoni Krystian, który na kontrakcie jest saperem: „mam zgłoszenie, jest zasobnik, już tam jadę.” Byle tylko był pierwszy. Dzwoni – zdążył przed wszystkimi. Z zasobnika została tylko obejma w dobrym stanie. Lipa. Wreszcie konkret – kolejowe mosty poznańskie po sowieckim nalocie. Jest bomba. Ćwierć tony. Bomba, to początek. Będzie więcej. I rzeczywiście – jest druga, trzecia, czwarta, piąta… Fajny temat, ale dla saperów, którym udaje się ustalić, że trzy pierwsze były niemieckie, a kolejna rosyjska. Dogaduję ciekawostkę z Radkiem Szewczykiem, wszak nalot był sowiecki. Radka to nie dziwi – Rosjanie zajęli wcześniej niemieckie bomboskłady, z których jak widać korzystali, bo czemu nie.
„Jeden z ćwierćtonowych odrzańskich rodzynków”
Kontrakt powoli się kończy. Odra fantów nie oddała, ale legenda działa dalej – na moim kontrakcie, to nie, ale tuż obok też poszerzają rzekę, a tam szpady niemieckie były, wyciągnęli pół Sd.Kfz.-ta. Dzwonię do Krystiana, który poobstawiał również koparkowych z drugiego kontraktu. „Nie pół, tylko jedno koło.” I tak to się kręci. Nie skrzynka bagnetów, ale dwa ogryzki. Dobrze, że praca ciekawa, Odra ładna, chociaż sporo nadrzecznych drzew musieliśmy wyciąć. Pod piłę poszły wierzby, dęby i akacje. Sam je mierzyłem, ale dzisiaj wydaje mi się, że wszystko to były nadodrzańskie lipy.
Radek Biczak
P.S.
Jeśli ktoś ma potrzebę się ze mną skontaktować, żeby skomentować tekst, albo ma ciekawy pomysł na jeden z odcinków „Poszukiwaczy Historii”, może pisać na adres rbposzukiwaczehistorii@gmail.com