Wyprawa na „Tygrysy”

Wspomnienia czołgisty

Relacja z ostatnich dni stycznia Josefa Hülsmanna – czołgisty z 507 Batalionu Czołgów Ciężkich – styczeń 1945 r.

(…) „Do Gardeji trafiła „ogołocona” z czołgów część personelu z pierwszej kompanii 507-go Batalionu. Skompletowano z niej załogi dla 4 Tygrysów pod dowództwem leutnanta [podporucznika – przyp. tłum.] Jahna wysłanych następnie do Kwidzyna. Miasto ogłoszono „twierdzą” a nasze Tygrysy były jedyną ciężką bronią we władaniu jej dowódcy. Miało to tę zaletę, że byliśmy [załogi tygrysów] dobrze zaopatrzeni, ale z drugiej strony musieliśmy pełnić rolę „straży pożarnej” – broniąc najbardziej zagrożonych odcinków frontu. Co dzień każda załoga dostawała nawet po butelce wódki po tym, jak powiedzieliśmy miejscowym, że to normalne na froncie.
Dni płynęły względnie spokojnie jeżeli nie liczyć kontrataku w stronę Podzamcza, który przeprowadziliśmy wieczorem 25 stycznia 1945. Po pomyślnym pojedynku z rosyjską armatą przeciwpancerną udało nam się daleko odrzucić przeciwnika.
Ale i na nas przyszedł marny koniec! Wszystkie posiadane przez nas Tygrysy były mniej lub bardziej uszkodzone i wymagały pilnych napraw. Na przykład w czołgu dowódcy „siadło” przednie zawieszenie, tak że jego wóz opierał się prawie na kołach napędowych [normalnie koła te wiszą wysoko ponad jezdnią – patrz rysunek].
30-go stycznia 1945 r. zwolniono nas z obrony „twierdzy” Kwidzyn i dostaliśmy rozkaz jechać do Grudziądza aby przeprawić się tamtejszym mostem na zachodni brzeg Wisły.
W Kwidzynie istniał wówczas już tylko most „lodowy” [ułożony na lodzie] – oczywiście niezdolny do udźwignięcia ciężaru Tygrysów.

Wśród załóg zapanowała beztroska radość do czasu aż nagle dostaliśmy się pod ostrzał armat przeciwpancernych. W jednym z wozów pocisk tak wygiął koło nośne, że unieruchomił cały czołg. Musieliśmy go wysadzić w powietrze.
Niedługo potem dojechaliśmy do następnej przeszkody – tym razem nie do pokonania. Na krótko przed naszym dotarciem do rowu przeciwczołgowego, gdzieś między Kwidzynem a Grudziądzem, wysadzono nad nim most. Był to objaw świetnej „współpracy” posterunków na tym odcinku. Ponieważ w Kwidzynie nie było promu pojechaliśmy wzdłuż rowu mając nadzieję na znalezienie przejścia. Nadaremnie!
Rów był wykopany z niemiecką dokładnością i ciągnął się aż do „Gór Wiślanych” [między Wielkim Wełczem a Zakurzewem tzw. Wzgórza Jeleniewskie lub Łosiowe Góry]. Odtąd byliśmy otoczeni z trzech stron przez Rosjan, a od czwartej mieliśmy skutą lodem Wisłę. Jedyne co nam pozostało to wysadzić trzy pozostałe Tygrysy w powietrze i próbować przebić się pieszo po lodzie na drugi brzeg. Nasza „dobrze” uzbrojona grupa dysponowała jednym ciężkim karabinem, czterema pistoletami maszynowymi i po zwykłym pistolecie na żołnierza.
Po tym jak minął nas silny rosyjski patrol, ześlizgnęliśmy się ze zbocza i weszliśmy na lód. Ten skrzypiał i był miejscami dziurawy, ale bez problemu i suchą stopą osiągnęliśmy zachodni brzeg Wisły. Napotkany niemiecki posterunek był wybawieniem z psychicznego i fizycznego obciążenia ostatnich godzin. Niemniej niż łyk wódki jeszcze z Kwidzyna.
Następnego dnia udało się nawiązać kontakt radiowy z batalionem i wysłano po nas ciężarówkę. Dowódca kompanii cieszył się widząc z powrotem 20 swoich ludzi. Z powodu wysadzenia czołgów w powietrze leutnant Jahn miał zostać postawiony przed sądem wojennym. Nie doszło jednak do tego. Ponieważ w marcu 1945 wysłano mnie do szkoły chorążych nie brałem udziału w dalszych walkach batalionu.” (…)

Czas było podjąć wyprawę do sprawdzenia tego co pisał owy czołgista…
Był piękny majowy dzień, umówiliśmy się rano i po drodze na miejsce zabieraliśmy kolegów do samochodu. Dojechaliśmy do pięknej zabytkowej śluzy położonej w Białej GórzeSAMSUNG,po zwiedzeniu śluzy zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy w dalszą podróż już na miejsce docelowe, po drodze minęliśmy rów przeciw czołgowy.SAMSUNG

Patrzymy na siebie, Marcin zachwycony mówi, że na razie wszystko się zgadza jak w opisie, no dobra jedziemy do wioski.
Po przejechaniu na miejsce czołgów nie było oczywiście, wyciągamy magnetometr, wykrywacze zabieramy się do przeszukania terenu, ku naszemu zdziwieniu nie ma żadnych dużych sygnałów tylko małe kawałki złomu.

Dwa miejsca w których stały czołgi.

          .SAMSUNG SAMSUNG

Zaczęliśmy szukać starszych mieszkańców wioski i odnaleźliśmy mieszkańca, który pamiętał gdzie po wojnie stały rozbite czołgi.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu i pojechaliśmy zobaczyć te miejsca. Po pewnym czasie zawieźliśmy świadka do domu i już sami wróciliśmy przeszukać te miejsca, które wskazał wcześniej dziadek.
Ale znowu ku naszemu zdziwieniu nic tam nie było.

Adam, który zaproponował nam tą akcję zaprosił nas do siebie i opowiedział nam gdzie jeszcze można zobaczyć coś ciekawego. Zobaczyliśmy bunkier zamaskowany dachem od domu,SAMSUNG

płytę betonową na której był napis tł.Dąb Hitlera jednostka SS,SAMSUNGoraz stary zniszczony most na Wiśle.SAMSUNG

Pod wieczór wróciliśmy do domu z myślami co się stało z tymi „Tygrysami”?, czy Rosjanie zabrali je i wywieźli do huty? Tego już się pewnie nie dowiemy.

cooltext1242362150